niedziela, 25 października 2015

Ozdobne ptaszki z masy solnej

Kolorowe ptaki z masy solnej są świetnym rozweselaczem przestrzeni - zarówno pokoju dziecięcego, jak i ogólnego wystroju domu. Dziś pokażę wam jak wykonać dwa warianty miłych oku ozdób. 


Pomysł na zrobienie czegoś z masy solnej wpadł mi do głowy gdy zostałam sama na dłużej ze swoimi siostrzeńcami, Jasiem i Zosią. Dzieci jednak okazały się być za małe na takie zabawy ale dla mnie wycinanie różnych kształtów było straszną frajdą i pomogło mi się zrelaksować. Złapałam bakcyla do tego stopnia, że robienie ozdób z masy solnej było jednym ze sposobów odstresowania przed ślubem. 

Tworzenie z masy solnej to świetne zajęcie nie tylko dla naszych pociech. Także lepienie z plasteliny, modeliny itp. pomaga rozwijać nie tylko wyobraźnię ale również zdolności manualne. Pozwala na skupienie się, zebranie myśli a dorosłym także powrót do czasów dzieciństwa. 

Generalnie w tworzeniu ozdób z tworzywa, który wam dziś proponuję najlepsze jest to, że do ich powstania możemy wykorzystać wszystko to co mamy w domu. 


Do przygotowania ptaszków użyłam:

  • masa solna (sól, mąka, zimna woda -PRZEPIS KLIK-)
  • wałek
  • nożyczki
  • foremki do wycinania ciastek (w moim przypadku był to ptaszek)
  • igła i nitka
  • papier do pieczenia 
  • piekarnik i blachę do pieczenia
  • kolorowe farby (użyłam akrylowych ale nadadzą się także plakatowe)
  • pędzle do malowania
  • woda
  • patyki do szaszłyków
  • wałek
  • kilka metalowych spinaczy
WYKONANIE

Krok 1.
Po uprzednim przygotowaniu masy solnej, rozwałkowujemy ją na placek grubości ok. 5 mm i wykrawamy z niego wybrany kształt, czyli ptaszki. 


Krok 2.
Wariant pierwszy
Jeżeli chcemy aby nasza ozdoba wisiała, to za pomocą tępej strony patyka do szaszłyków dziurkujemy ptaki w dwóch miejscach. U góry i dołu. ALE! Wcześniej ustalamy sobie ile ptaszków ma wisieć w jednym pionie. Ja ustaliłam, że mój pion będzie się składał z czterech sztuk. Stąd podwójnie podziurkowałam trzy ptaki a czwartemu zrobiłam dziurę tylko u góry. Ptaki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.



Wariant drugi
Jeśli interesują nas ozdoby, które można włożyć np. do doniczki z kwiatami albo do stroika świątecznego to na zrobienie jednej sztuki potrzebujemy dwóch ptaszków i jednego patyka do szaszłyków. Wybrany kształt układamy od razu na blasze uprzednio wyłożonej papierem do pieczenia (w ten sposób unikniemy odkształcenia się naszego wzoru). Następnie smarujemy ciasto niewielką ilością wody, delikatnie wciskamy patyk do szaszłyków (tępą stroną) i przykrywamy drugim ptaszkiem. Całość lekko dociskamy.



Krok 3.
"Ciastka" ładujemy do rozgrzanego do ok 75 stopni Celsjusza piekarnika i suszymy. Chociaż ja swoje piekłam w 150 stopniach przez ok 10 minut. Pieczenie spowodowało różne wybrzuszenia i nierówności do moim zdaniem dodało moim ptaszkom uroku :)

Krok 4.
Wystudzone ptaszki malujemy tak jak nam się podoba. Ja użyłam farb akrylowych a skrzydełka i oczy zaznaczyłam czarnym pigmentem ale plakatówki też zdadzą egzamin. Całość można polakierować np. bezbarwnym lakierem do paznokci.



Krok 5.
Wariant pierwszy

Pomalowane ptaki nawlekam na nitkę przez uprzednio przygotowane dziurki. Do pierwszego ptaszka doczepiam rozłożony spinacz. Ptaki są gotowe do powieszenia :)


Mam nadzieję, że moja propozycja wykorzystania masy solnej przyda się w tworzeniu ozdób świątecznych. Zdjęcia robiłam telefonem i nie mam ich zbyt wiele, więc proszę o wyrozumiałość :) 

Pozdrawiam serdecznie, Paulina :)

środa, 21 października 2015

Żel-peeling pod prysznic BEBEAUTY Bali SPA

Cześć wszystkim :)

Dziś mowa o zdenkowanym już, żelu pod prysznic Bali, który jest stale dostępny na biedronkowym dziale kosmetycznym. Ten produkt szybko stał się moim ulubieńcem. Przede wszystkim przyciągnął mój wzrok interesującą szatą graficzną opakowania (gwoli ścisłości - zarówno ten jak i inne żele z serii SPA, mają zmienione butelki i etykiety; zawartość dalej jest ta sama :)) Kolejną rzeczą, która sprawiła, że stał się dla mnie atrakcyjny to to, że zawiera drobinki ścierające - delikatny peeling. Mój wybór padł więc nieprzypadkowo. Kupiłam go podczas trwania nieznośnych upałów. Jego kwaskowaty zapach oraz właściwości ścierające okazały się być w sam raz na gorące dni.


Według producenta, żel zawiera ekstrakt z awokado, mający właściwości regeneracyjne, nasiona moreli peelingujące skórę, a także odżywiające i nawilżające minerały z wód termalnych i ekstrakt z owoców egzotycznych. Szczerze mówiąc to nie zauważyłam żeby działał jakoś nadzwyczajnie. Na pewno po prysznicu z tym żelem, czułam się odświeżona. Zapach, jak wyżej wspomniałam, wydaje mi się kwaskowaty, nie czuję w nim nut awokado ani owoców egzotycznych tylko baardzo soczystej gruszki. Niemniej jednak jest bardzo przyjemny i nie mdlący na dłuższą metę oraz chwilę po prysznicu utrzymujący na skórze.



Opakowanie jest wykonane z przezroczystego i raczej miękkiego plastiku. Można więc kontrolować ubywanie produktu. Zamknięcie jest solidne ale nie sprawiające problemów. Co więcej można na nim postawić butelkę w celu wygarnięcia resztek. Jeśli zaś chodzi o sam produkt, to jest on raczej z tych rzadszych, ale nie leje się jak woda. Mieści w sobie bardzo dużo ścierających drobinek. Jakoś rzadko stosowałam go od razu na skórę. Jestem z tych osób, które nalewają produkt na szorstką część gąbki i energicznie pocierają nią skórę. Stąd nie mogę dokładnie stwierdzić właściwości peelingujących tego żelu. Z pewnością nie jest ostry i nie działa inwazyjnie na skórę. Oprócz tego dobrze się pieni i po wylaniu dużego kleksa na gąbkę byłam w stanie w całości się namydlić. Dlatego z czystym sumieniem mogę określić go jako wydajny. Cena też nie jest mocno wygórowana, za 300 ml zapłaciłam nieco ponad 4 zł.

Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Polyethylene, Cocamidopropyl Betaine, Parfum, Laureth-3, Styrene/Acrylates Copolymer, Butylene Glycol, Phenoxyethanol, Actinida Chinesis Friut Extract, Magnifera Indica Fruit Extract, Cocos Nuicifera Fruit Extract, Propylene Glycol, Persea Gratissima Fruit Extract, Sodium Benzoate, Gluconolactone, Calcium Gluconate, Prunus Armeniaca Seed Powder, Acrylates/C-10-30 Magnesium Nitrate, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Sodium Chloride, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, CI 19140, CI 14720.

Polubiłam go i zaczęłam drugą butelkę. Z pewnością będę go często stosować :) A wy? Co sądzicie o tym produkcie? Swoje zdanie umieśćcie proszę w komentarzu :)

Paulina

piątek, 16 października 2015

Nawilżający balsam do ciała z d-panthenolem BIELENDA

Witajcie w słoneczny piątek :)

Dziś chciałabym się z wami podzielić moją opinią na temat nawilżającego balsamu do ciała z d-panthenolem Bielenda z serii skin clinic professional. 


Firmę Bielenda znam i lubię od bardzo dawna, dlatego nie przeszłam obojętnie obok jej nowości. Na dworze robi się coraz chłodniej a skóra szybko się wysusza, pęka i piecze. Dlatego warto sięgnąć po balsam-opatrunek. Producent wprowadził na rynek dwa warianty: nawilżający dla skóry suchej i normalnej oraz odżywczy dla skóry bardzo suchej. Ja zdecydowałam się na pierwszy. 

Od producenta:
Na odwrocie czytamy: wyjątkowy balsam do ciała o bogatej konsystencji i przyjemnym kremowym zapachu, przeznaczony do codziennej całorocznej pielęgnacji każdego rodzaju skóry, zwłaszcza suchej i normalnej. Receptura balsamu opiera się na silnych naturalnych substancjach nawilżających tzw. humektantach, które mają zdolność do wiązania i zatrzymywania wody, odpowiadają za właściwe nawodnienie naskórka. Balsam oparty jest na technologii dermalnego opatrunku mającego trwać 48 godzin. Działanie balsamu nastawione jest na kumulowanie wilgoci w naskórku i ograniczenie jej migracji. Balsam zapewnia odpowiedni poziom nawilżenia skóry, poprawia jej kondycję, jędrność i elastyczność, zmiękcza i wygładza szorstki naskórek. Działa jak opatrunek - daje odczucie ochrony, komfortu i otulenia skóry. Formułę balsamu wzbogacono d-panthenolem i alantoiną.


Moja opinia:
Po regularnym stosowaniu balsamu nie sposób nie zgodzić się z obietnicami producenta. Balsam świetnie nawilża wyjątkowo suche partie ciała. W moim przypadku były to nogi i łokcie. Po kilku użyciach zauważyłam poprawę. Co więcej szybko się wchłania, pięknie pachnie i nie klei się do ubrań. Aplikuję go zwykle po wieczornym prysznicu więc nie muszę długo czekać by założyć piżamę. Konsystencja balsamu jest gęsta ale nie tępa, więc nie ma problemu z dokładnym rozsmarowaniem. Muszę zwrócić uwagę na jego niesamowitą wydajność. Nie trzeba go wiele by dokładnie pokryć daną część ciała :) Balsam zamknięty jest w plastikowej, białej butelce o pojemności 400 ml. Ma wygodne zamknięcie typu klik, na którym bez problemu można postawić butelkę do góry nogami po to by wydobyć resztki. Dodatkowym plusem jest atrakcyjna cena. Za 400 ml produktu zapłaciłam 12 złotych.




Skład:
Aqua(Water), Glycerin, Ethylhexyl Cocoate, Ethylhexyl Stearate, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Petrolatum (Nota N), Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Cetearethe-18, Cyclopentasiloxane, Panthenol, Allantoin, Sodium Lactate, Dimethicone, Sodium Polyacrylate, Propylene Glycol, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, DMDM Hydration, Parfum (Fragrance), Butylphenyl Methylpropional.

A wy? Macie? Używacie? Dajcie znać w komentarzu :)

I jeszcze piosenka na rozluźnienie :)


Paulina

czwartek, 15 października 2015

Wieczór z książką: Jonas Jonasson - Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął

Tytuł: Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął
Autor: Jonas Jonasson
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 416
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2015
Okładka: miękka ze skrzydełkami


„Właśnie minęło dziesięć dekad nadzwyczaj bogatego w wydarzenia życia Allana Karlssona. Problem w tym, że zdrowie nie odmawia mu posłuszeństwa i wielka feta z okazji setnych urodzin jednak będzie musiała się odbyć w domu spokojnej starości. Ale człowiek, który jadł kolację z przyszłym prezydentem Trumanem, leciał samolotem z premierem Churchillem, pił wódkę ze Stalinem i znał Mao Zedonga, nie może tak po prostu zdmuchnąć świeczek na torcie. Wymyka się przez okno i rusza w swą ostatnią życiową podróż…”

No właśnie. Wspomniana „ostatnia życiowa podróż” obfituje w szalone zwroty akcji, które bohater przyjmuje ze stoickim wręcz spokojem. I jak wskazuje tytuł żwawy staruszek wychodzi na jej spotkanie oknem. W tej czarnej komedii główna akcja przeplata się z dawnymi przygodami Karlssona. Sam bohater jest prosty aż do bólu, szczery aż do bólu i uczciwy aż do bólu. Ponadto Allan ceni sobie dobre wychowanie i wódkę. Z resztą inni uczestnicy zdarzeń przedstawionych przez autora, zdają się być podobni do Allana. Szczególnie jeśli chodzi o wódkę (a także alkohol w ogóle).

Nie wiem czy Szwedzi mają taką cechę charakterystyczną ale styl pisania Jonassona jest bardzo podobny do stylu… Astrid Lindgren. Wiem, porównanie nietęgie, ale to była moja ulubiona pisarka, kiedy byłam małą dziewczynką i to w jej powieściach zaczytywałam się do tego stopnia, że mama musiała mi je chować bo nie istniało nic tylko książki ;). Styl Jonassona i Lindgren cechuje się lekkością pióra, wartką akcją, wciągającą fabułą i interesującymi bohaterami. Treść jest przystępna dla czytelnika. Stulatek wielokrotnie doprowadzał mnie do łez, ale były to łzy rozbawienia, bo nawet poważne sytuacje opisane są tam całkowicie przewrotnie. W całej swej prostocie książka skonstruowana jest w bardzo inteligentny i wyważony sposób, wymagający od odbiorcy czynnego myślenia i czujnego czytania a także podstawowej wiedzy historycznej bo to właśnie do niej odwołuje się autor.

Serdecznie wam ją polecam. Jest fajna na „aktywne odprężenie”. Książkę otrzymaliśmy w prezencie zamiast kwiatów z okazji ślubu. Bardzo dziękujemy Agacie za prezent :) 

I jeszcze pasująca do książki piosenka Come Jain :)



Pozdrawiam, Paulina. 

środa, 7 października 2015

Dziegciowa oczyszczająca maska BANIA AGAFII

Część. Zanim opiszę efekty działania maski, najpierw w ogóle napiszę dlaczego zdecydowałam się na jej zakup.

Jakiś czas temu moja znajoma zmieniła nazwę, lokalizację i formę swojego sklepu kosmetyczno-higienicznego. Powstała drogeria z prawdziwego zdarzenia. W związku z tym wydarzeniem, przewidziano różne atrakcje dla klientów. Jedną z nich było profesjonalne aparaturowe badanie skóry. Dzięki temu dowiedziałam się, że moja cera z przesuszonej i wrażliwej zmieniła się w tłustą w strefie T i suchą na policzkach. Zalecono mi odpowiednie kosmetyki, o których szerzej będzie w następnych postach.


Ostatnio, prawdopodobnie przez zmianę żywienia strasznie wysypało mnie na twarzy. Krostki nie bardzo chciały się goić. I jak już je trochę zaleczyłam to w moje ręce wpadła dziegciowa maska oczyszczająca i dwa inne produkty Agafii, których recenzje na pewno się tutaj pojawią. Z produktami tej firmy miałam styczność już wcześniej (szampon i maska do włosów - KLIK), więc byłam niemal pewna, że maska da pozytywne efekty. 

I dała. W życiu nie miałam takiej skóry na twarzy. Gładka ale taka lekko tępawa w dotyku, jakby pozbawiona tych wszystkich zanieczyszczeń. Oczyszczona, ukojona, zmatowiona i dodatkowo głęboko nawilżona. Wszystkie zaczerwienienia praktycznie znikły - te bardzo czerwone zbladły. I mimo, że nałożyłam ją (oraz zmyłam) wieczorem to na drugi dzień moja twarz nie świeciła się tak intensywnie jak zwykle.


A jeżeli chodzi o samą maskę to zamknięta jest w wygodnej i elastycznej tubie z korkiem o pojemności 100 ml. Konsystencję ma raczej gęstą. Kolor kremowy. Po nałożeniu na twarz nie spływa i raczej szybko zastyga, nie naciągając przy tym skóry. Zapach przyjemny dla nosa. Cena też jest fajna bo kosztowała mnie tylko 5 złotych. 

Maska zawiera przede wszystkim brzozowy dziegieć (to coś o czym czytaliśmy u Sienkiewicza, Orzeszkowej a nawet Sapkowskiego), który według producenta jest naturalnym antyseptykiem, normalizuje wodno-tłuszczowy bilans skóry (oj znormalizował!). Innymi składnikami są organiczny ekstrakt z szałwii i ałtajski miód, które tonizują i podnoszą elastyczność skóry, oraz sól rapa mająca za zadanie otworzenie porów i oczyszczenie skóry. Maseczka jest produktem zawierającym w pełni naturalne składniki i nie zawierającym SLS.

Skład:
Aqua, Dicaprylyl Ether, Butirospermum Parkii (Shea Butter), Organic Salvia Officinalis Leaf Extract (organiczny ekstrakt szałwi), Mel (ałtajski miód), Rapa Salt (sól rapa), Pix Liquida Betula (dziegieć brzozowy), Kaolin, Glyceryl Stearate, Organic Borago Officinalis Oil (organiczny olej ogórecznika), Cetearyl Alcohol, Sorbitane Stearate, Sodium Cetearyl Sulfate, Xanthan Gum, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citric Acid.

Maskę można zakupić w Internecie oraz stacjonarnie na wyspach i sklepach z naturalnymi kosmetykami.

A wy? Mieliście do czynienia z tą maską? Zapraszam do komentowania :)

Paulina

sobota, 3 października 2015

Hej, to znowu ja...

W całym swoim prawie dwudziestotrzyletnim życiu prowadziłam wiele blogów. Na początku były to wypociny nastolatki, później wypociny nastolatki-buntowniczki, następnie epizod (który jeszcze jest aktualny) blogowego współprowadzenia w tematyce kosmetyków, równolegle powstał blog o moich zainteresowaniach ale nie rozwinął zbytnio skrzydeł, kolejnym, także stworzonym równolegle było "co przeczytałam/obejrzałam" a jeszcze później "co ugotowałam". Istna blogowa ewolucja. Z kolei na tym blogu będzie wszystko co wymieniłam wyżej, pomijając dwa pierwsze punkty ;) Słowem: Projekt Paulina

Dawno nosiłam się z tym żeby stworzyć coś, gdzie będę mogła podzielić się czy to z czytelnikami, czy to nawet sama ze sobą, tym co mnie otacza. Zapachami, smakami, odczuciami... Będzie kosmetycznie, będzie książkowo, fotograficznie, filmowo i muzycznie. Postanowiłam scalić w jedno to, co dotychczas stworzyłam. Z jakim efektem?

Zdaniem niektórych mogą to być wynurzenia piętnastolatki. Szczerze, to nie umiem i nigdy nie umiałam w pełni przekazać swoich odczuć. Ale przecież z każdej poczwarki rodzi się motyl, prawda?

Dziś zostawiam was z pozytywną energią Domowych Melodii ;)



Paulina